JERZY WELC
Leżajski poeta. Tworzy głównie utwory o charakterze religijnym i refleksyjno-filozoficznym. Największą inspiracją jego twórczości są przydrożne krzyże i otaczająca go przyroda. Publikuje w prasie lokalnej i na portalach internetowych. Ma na swoim koncie dwadzieścia tomików poezji. Od 2017 r. prezes Klubu Poetów Podkarpacia „Perły”. |
Dobre małżeństwo
Takie dziś dobre małżeństwo, to jak ta para koni
Ciągnie ten wóz razem równo, i to w jedną stronę,
Żona zawsze wspiera jak tylko może swego męża
Ale mąż oczywiście też kocha i wspiera swą żonę.
Przyrzekali sobie miłość, wierność, ale i uczciwość
Więc się zawsze w miarę do tego jednak stosują,
Są przed sobą otwarci i nie mają żadnych tajemnic
Nigdy się także nie okłamują, ani też nie oszukują.
Takie dziś dobre małżeństwo, to jak ta para koni
Lecz nie takie, co jedno ciągnie, a drugie cuguje,
Nie takie, że jedno z nich musi wszystko ukrywać
A po latach nawet jak nie chce, to i tak oszukuje.
Ważny jest także start, by dotrwać razem do mety
By przelecieć ten maraton często tak bardzo trudny,
By też mąż dla małżonki starał się być człowiekiem
A nie zgryźliwym i zazdrosnym, bo staje się nudny.
By się razem zestarzeć, to trzeba doczekać starości
Umieć podawać rękę, gdy współmałżonek w potrzebie,
Nie może być tak, że jedno myśli tylko ciągle o sobie
A drugie buja w obłokach, i myśli wciąż tylko o niebie.
Czy ja znam takie stare i bardzo dobre małżeństwa?
Oczywiście że znam takie, i to przecież bardzo wiele,
Oni razem jadą na wczasy, wycieczki i do sanatorium
Nawet też często razem modlą się gorliwie w kościele.
Nie raz w tych swoich wierszach piszę także o sobie
Piszę o swoich słabościach, ale i tego przyczynach,
Więc jaką ocenę wystawił bym swojemu małżeństwu?
Jeśli mam być szczery do bólu, to te trzy na szynach.
I jeszcze morał do tego wiersza ,,Dobre małżeństwo''
Bardzo też ważna w małżeństwie jest wyrozumiałość,
Czasem trzeba ustąpić i to nie jak się mówi głupszemu
Tylko temu, co nie świadomie chce wciąż iść na całość.
Błogosławiona pokuta
Niestety, lecz w tym roku Święta Bożego Narodzenia
Spędziłem tu w Brzozowie w Onkologicznym szpitalu,
A mój polny krzyż do którego codziennie przychodzę
Został na nim Jezus sam, ale nie mam do Niego żalu.
Wiem, że On mnie nie opuścił, bo czułem Jego moc
Choć narodził się w stajence, to dał ludziom nadzieję,
A ksiądz za pokutę kazał mi wiersz o Jezusie napisać
I pokazać go tym, którym wiara się w sercu chwieje.
Dobry Jezus także cierpiał, lecz chciał nam pokazać
Że cierpienie ludzkie to jest często droga do nieba,
I trzeba brać człowieku wszystko z pokorą na klatę
Chwalić zawsze Pana Boga i narzekać nie trzeba.
Budzę się z rana i czuję jak Jezus na krzyżu płacze
I woła z krzyża Jerzy już niedługo Cię znów zobaczę,
Bo nawet przez te dni nie widziałem tu zwykłego psa
A przecież nie jedna osoba w potrzebie tu do mnie szła.
Ciebie wspierają twoi przyjaciele, żona, dzieci i wnuki
A po mnie od rana do wieczora leje tutaj tylko deszcz,
Jak pomyślę Jerzy, że kiedyś odejdziesz z tego świata
To Ja po plecach czuję człowieku jakiś zimny dreszcz.
Wiersz ten jest dziś krótki i nie będzie w nim morału
Każdy człowiek do Boga zbliża się przecież pomału.
Bo jedyną sprawiedliwością jest śmierć dla człowieka
Jeden na to czeka długo, drugi zaś tak krótko czeka.
Niedzielny poranek
Taki dziś piękny zimowy niedzielny poranek
A ja zamiast stać przy krzyżu leżę na kanapie,
A Mela zamiast ganiać szczęśliwa po polach
To wyleguje się w budzie i znudzona chrapie.
Ale jestem szczęśliwy bo już jestem w domu
No i co najgorsze to już ponoć mam za sobą,
Mogę się cieszyć rodziną, dziećmi i wnukami
Bo one są jednak dla mnie największa ozdobą.
Człowiek często nie docenia, gdy jest zdrowy
Ale docenia to zdrowie wtedy, gdy już go traci,
Wtedy nie mają dla niego znaczenia pieniądze
Bo i tak tych bogatych wtedy nimi wzbogaci.
Widziałem dużo ludzi cierpiących w szpitalu
I to ludzie niestety, ale często bardzo młodzi,
Podziwiali tą moją siłę, i to poczucie humoru
Które mnie jednak nigdy chyba nie zawodzi.
W Brzozowie są jednak też wspaniali lekarze
Którym za okazane serce bardzo dziś dziękuję,
A doświadczyłem dużo pozytywnego uczucia
I, że im właśnie zawierzyłem, to dziś nie żałuję.
Super są pielęgniarki i panie wydające posiłki
I wszystkie takie piękne uśmiechnięte i miłe,
Więc jak widzicie wracam powoli do zdrowia
I zasmucam tych, co już liczyli na moją mogiłę.
I jeszcze tylko morał do tego mojego wiersza
Szanuj człowieku to zdrowie bo go nie kupisz,
Lecz jeśli myślisz, że wszystko można kupić
Zmień swe myślenie, bo się możesz wygłupić.
Moja mama
Tu na tej starej i zniszczonej fotografii, jest moja mama
Kobieta, która może być dla innych wzorem świętości,
Ona bez żadnego wyświęcenia i bez uznania jej cudów
To na pewno w tym pięknym niebie już od dawna gości.
Ośmioro swych dzieci wychowała i to w wielkiej biedzie
Sama o nas walczyła i to w niejednej ciężkiej chorobie,
Kiedy odeszła w wieku- 95 - lat do nieba i Pana Boga
Okryła się wielką chwałą, lecz ja nie żyłem w żałobie.
Wzór dobroci, skromności, ale i wielkiej prostej wiary
Sprzątała kościół w Łańcucie za darmo przez - 25 - lat,
Gdy umarła ksiądz jej nawet Mszy nie odprawił nad trumną
Bo było ponoć w kaplicy za zimno, taki jest ten świat.
Wielką Damą jest dziś w niebie moja utrudzona mama
Gdyby tak wszyscy żyli, nie potrzebny byłby płot i brama,
Bo ona nikomu w życiu nie zabrała nawet okruszka chleba
Taka była właśnie za życia, moja jakże wspaniała mama.
Wychowała ośmioro dzieci i wybawiła wszystkie wnuki
Wzór dawała nam swym życiem, nie potrzebne były nauki,
Pokazywała zawsze swym dzieciom prostą drogę do nieba
Mówiła, że kochać Pana Boga, ale też i ludzi potrzeba.
I jeszcze tylko morał do tego mojego dzisiejszego wiersza
Mama tu na ziemi była ostatnia, a w niebie jest pierwsza,
Gdybym ja tego nie czuł swym wrażliwym poetyckim sercem
To nie napisał bym Wam nigdy takiego pięknego wiersza.