Tułaczka Zimowe mroźne popołudnie Ktoś do drzwi zapukał, stał i słuchał Czy mu ktoś otworzy i uśmiechem obdarzy? Drzwi się otworzyły, usłyszałem proszę wejść W domu ciepło, a słowa z serca płynące, rany kojące Podano mi szklankę mleka z kromką chleba Na którą spragnionym czekał, jak na łaskę z nieba Usiadłem, odpocząłem i opowiadam Że moje życie zaduma mi zjada Chyba nikt mi w tym ulżyć nie może I myślę, że Bóg mi dopomoże Wychowałem wiele dzieci A teraz jestem wygnany na cudze śmieci Nie miałem jadła, ani też picia Szukam przytułku lecz bez pokrycia Chodzę, stukam, pukam Lecz nie jestem potrzebny nikomu Bo dzisiaj to jedna lub dwie osoby są w domu Piękne domy pustką świecą W ludzkich sercach brak miłości Nie ma w nich Boga i życzliwości Uboga ta rodzina była Która mnie gościną przejęła Ale serce mieli bogate I przed każdym otwierali swoją chatę |
|
We śnie Stąpam po fali stawu, w którym pływa pełno ryb We śnie widzę ojca w oddali W lustrze wody postać jego się odbija Między latorośli się przewija Wytężam wzrok, a ojciec jedzie traktorem I pełno zielonej trawy wiezie Nagle siedzę obok niego A on w jednej ręce trzyma kierownicę Drugą przytula mnie do siebie Roztargniony bo wjechał We wąską drogę - słyszę słowa Nie ma miejsca dla mnie tu na ziemi Wracam z powrotem do Boga Wchodzi do kościoła Światła się świecą dookoła Klęka przed samym ołtarzem Nic nie mówi, ale słyszę szept Panie Boże sobie oddaję Ci w darze I z jego postaci pozostał cień |