MARIA GRZYB
Z wykształcenia nauczycielka wychowania wczesnoszkolnego i przedszkolnego oraz absolwentka Przygodę z poezją rozpoczęła w 2017 r. Wcześniej pisała wiersze okolicznościowe związane Jej utwory znalazły się w antologiach: Przewrotność losu, Nierzeczywista rzeczywistość, Cztery pory |
Jestem
Sponad wierzchołków chmurnych sosen, co niebu szumią z rana,
poprowadź wietrze moje kroki, bo jestem zakochana.
Poczęstuj serce, duszę chłodem orzeźwiającej rosy,
myśli pomieszaj z liśćmi kalin i wetknij w jasne włosy.
Nawet nie pytaj, co tak kocham, to sprawa oczywista,
bo wszystkich rzeczy, które cenię, jest bardzo długa lista.
Uwielbiam przestrzeń i zapachy, błękity, trawy zieleń,
mojego miejsca tu na ziemi na inne nie zamienię.
Majowe sady i ogrody, łąki, szelesty leszczyn,
w magię ubrany czas przyrody, co gradem, burzą wrzeszczy,
w bagnach, mokradłach topi słońce, roznieca błyskawice,
by później tęczą z palet zdjętą na nowo kreślić życie.
Jestem przybyszem tymczasowym, co ze snu się obudził,
dniem idę, aby noc powitać, kochając świat i ludzi.
Kto poecie rękę wstrzyma?
Zagościła znowu wiosna nad strumieniem
i poeci już wesołe piszą wiersze,
a ja zwyczaj ten odwieczny zaraz zmienię,
zacznę pisać o nostalgii. To po pierwsze.
A po drugie - wbrew, na przekór starej modzie,
która majem się raduje, smuci grudniem,
pozamieniam, poprzestawiam, chaos zrobię,
bo utarte obyczaje są już nudne.
Wiosną także ludzie mają zatroskania,
więc nie radość, ale smutek jest im bliski.
Zachmurzoną zaś jesienią czas odsłania,
nowe twarze, małe szczęście znad kołyski.
Pory roku stałym cyklem krążą w świecie,
wiosna- kwiaty, lato - upał, śniegi - zima,
lecz w myśleniu mamy wolność - to po trzecie,
kto zakaże, kto poecie rękę wstrzyma?
Bukiet dzwoneczków daj mi
Po lasach i po łąkach wiosenne słońce tańczy,
wysyła strugi światła na drzewa pomarańczy.
W Keukenhof kolory miesza, ozdabia tulipany,
plecie długie warkocze z afrykańskiej sawanny.
W Korei i Japonii aż po odległe Mjanmy
co roku o tej porze zakwita konwaliami.
Z cienkich podziemnych kłączy liście rosną parami,
to żaden tam przypadek, że nie od dzisiaj się znamy.
Przy starej studni w ogrodzie także się rozdzwoniło,
aksamitną melodią, bielutką, że aż miło.
Muzyka wonna płynie, aromat zmysły karmi,
przyjdź, czekam tu na ciebie, bukiet dzwoneczków daj mi.
Kwiatów kulisto perłowych, zaząbkowanych na dole,
w podłużne liście ubranych jak dźwięczne parasole,
tiulowe baletnice rosą zraszane z rana,
w leśnych konwaliach jestem od zawsze zakochana.
***
Bóg dał ją mężczyźnie, by miłość się działa,
rozkwitała z wiosną, szczęście przynosiła,
z sercem pełnym uczuć śmiała się, kochała,
w cudzie macierzyństwa jest kobiety siła.
Asertywność
Żegnam, dobranoc panie Mądry
już nie chcę z panem gadać dłużej,
pan szuka jakiejś głupiej flądry,
wracam do siebie, lecz powtórzę:
pan się wymądrza niesłychanie,
(cóż za dżentelmen niedorzeczny)
a ja mam zawsze własne zdanie,
przy mnie nie będzie pan bezpieczny.
Pan się przechwala i wywyższa,
tak, jakby wszystkie zjadł rozumy,
mimo, że jestem szarą myszką,
to mam maleńką porcję dumy.
*********
Trafiła kosa w twardy kamień,
kamień był zwykły, niepozorny,
biedna, stępiła się na amen.
Nie będzie męsko- damskiej wojny.
Wspomnienie o matce
Jesteś w moich myślach, z nimi wracasz do mnie,
jak wyczekiwany gość, gdy nagle zapuka,
kiedy jestem sama, to wspominam ciągle,
obrazu twej twarzy w oddaleniu szukam.
Widzę jak się krzątasz, lub siedzisz na ławce
w niebieskiej sukience pod starym kasztanem,
chciałabym ten widok zatrzymać na zawsze,
lecz czas go przysłania z mgieł utkanym szalem.
Po studni w ogrodzie ani śladu nie ma,
tylko dzika jabłoń jeszcze tutaj rośnie,
aby przechowywać w gałęziach wspomnienia,
chociaż w sercu zima, to idzie ku wiośnie.
Stoję tu i czekam, wiatr niebem kołysze,
rozczesuje włosy, lekko muska dłonie,
chmury wolno płyną, spowalniają ciszę,
spójrz, mamo dla ciebie przyniosłam piwonie.
Mój ojciec
Małorolnym mój ojciec był gospodarzem,
większość płodów rolnych oddawał im w darze,
w enklawie zaborczego bloku wschodniego,
by inni bardziej głodni mogli jeść za niego.
Mój ojciec był z dziada pradziada rolnikiem,
miał chałupę z bali pokrytą eternitem,
orał w polu pługiem zaprzęgniętym w konie,
mama cztery krowy pasła na wygonie.
Mój ojciec był bardzo dobrym gospodarzem,
w nagrodę za pracę dostał kółko marzeń,
dwa ciągniki trzydziestki, jedną sześćdziesiątkę,
wtedy myślał, że władza wystawi mu piątkę.
Lecz mu dała cukru pięć worków z przydziału,
by do życia w komunie miał więcej zapału,
w PRL-owskim systemie dobrobytu,
któregoś już razu nie doczekał świtu.